Gówniana robota!

W weekend z 17-19 lipca postanowiłem zapolować w ciszy i spokoju na letniego rogacza! Ale aby nie było za cicho postanowiłem na wspólne polowanie zaprosić kolegę Marcina, którego to  od kilku sezonów zapraszamy wraz z Tatą na polowania indywidualne i zbiorowe w naszych łowiskach.

Wraz z Marcinem stawiliśmy się w kwaterze w Gizałkach w piątek wieczorem. Po krótkiej naradzie i wpisaniu się do książki meldunkowej udaliśmy się wspólnie na wybrane wcześniej miejsca. Okazało się że oprócz nas w łowisku poluje również pogromca myłkusów – kolega Łukasz U. Nasz wybór miejsca padł na Wierzchy – lewa strona. Łukasz polował również na Wierzchach – ale po  stronie prawej. Z decyzji zadowoleni byliśmy z kilku powodów. Po pierwsze – ja polując w miejscu gdzie tydzień wcześniej zgubiłem psa miałem cień nadziei na Jego odzyskanie. Po drugie – mieliśmy (tak nam się wydawało) kontrolę nad Łukaszem.

Do kwatery zajechaliśmy późnym wieczorem. Pies się nie odnalazł – ale dwa kozły zostały pozyskane. Łukasza i mój! Oba myłkusy! A co! Niech kolega wie, że nie tylko on będzie strzelał ładne rogacze.

Nazajutrz polowaliśmy aktywnie z samego rana – czyli od nocy praktycznie – czyli po prostu nie kładliśmy się spać. To znaczy położyliśmy się na chwilę ale to był pomysł totalnie do bani!

Po udanym polowaniu (piękne widoki) powróciliśmy do kwatery. Nasze zmęczenie tłumaczył fakt nieprzespanej nocy. Więc garowaliśmy w kwaterze leżąc na wyrach i ciesząc się tym bezruchem. Czasami tylko ten spokój zakłócał przeszywający powietrze bąk puszczony przez któregoś z nas. W ogóle to było  gorąco i do tego te przejeżdżające ciężarówki. Ale i tak było fest!

I nagle tą błogą ciszę zakłócił ON! Tak – ON! Szeryf Gizałek – wiecie o kim mowa!

Stanął w drzwiach kwatery i spojrzał na nas ponurym wzrokiem. I ten wzrok przeszył powietrze. Przez moment myślałem że to sen! Ale to nie był sen. To był ON! Na dodatek aby tego wszystkiego było mało ten ON odezwał się! Co słychać – usłyszałem. Gówno słychać – pomyślałem! Tak naprawdę nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego czy to się dzieje na jawie czy we śnie. Gówno – powtórzyłem zdenerwowany i zaspany. Co ma być słychać – dalej głośno myślałem? Bąki,  bzykające muchy i te ciężarówki! To słychać – zaakcentowałem ponownie w myślach!

Skoro gówno – to gówno!!! Usłyszeliśmy tym razem bardzo wyraźnie i to niestety nie był sen. To przemówił ON – Szeryf Gizałek. Robota jest do zrobienia! Kibelek trza przestawić! Gówna zakopać! Do roboty chłopy!

Nie wierzyłem! Pies nie znaleziony, Łukasz znowu walnął myłkusa,  muchy latają, koledzy pierdzą i do tego ta robota – GÓWNIANA ROBOTA!

Do pracy zabraliśmy się bardzo niechętnie. Tym bardziej, że aby ustawić nowy, ładny kibelek  musieliśmy usunąć stary. A to wiązało się z przykrym doświadczeniem zakopania wielkiej kupy gówna narobionej przez pokolenia kolegów!

A resztę roboty zobaczcie sami na załączonych zdjęciach.

Rafał Remi