Tradycyjnie pod koniec lutego, tradycyjnie licząc na piękną, słoneczną i bezwietrzną pogodę spotykamy się w Grylewie na tradycyjnym zakończeniu polowań zbiorowych polując na bażanty i drapieżniki. I tradycyjnie … było zimno, pochmurno, mocno wiało a nawet sypało śniegiem. Na szczęście tradycyjnie dopisały koguty.
Polowanie rozpoczęło się z niewielkim, nieplanowanym opóźnieniem gdyż organizatorzy sprawdzając na porannym objeździe przygotowanie stanowisk wjechali w zaspę i konieczna była pomoc. Nie wpłynęło to negatywnie na uczestników gdyż gościnne podwoje „Szeryfówki” serwowały gorącą herbatę, kawę rozpuszczalną i parzoną ze śmietanką lub bez (!). Wreszcie około godziny 10-tej (szczęśliwi na zegarek nie patrzą) organizatorzy – Łowczy Kajetan Jot wraz ze Zbyszkiem Chm (strażnikiem w łowisku) oraz Bartoszem Jot – dali znak Michałowi Szy do sygnału na zbiórkę. Po powitaniu nagonki, psów i myśliwych Łowczy oznajmił zasady polowania. Skupił się mocno na regulaminie i bezpieczeństwie na polowaniu i rozlosowaliśmy karnety. Polujących jest 23 z czego organizatorzy stają na stanowiskach bez karnetów wybierając sobie te najlepsze miejsca … do pilnowania porządku i bezpieczeństwa !!!
Jeszcze tylko chwila ciszy dla uczczenia pamięci dwóch kolegów z Koła, których w tym roku żegnaliśmy na zawsze – to Damian Naglik i Mieczysław Zegarowski.
Sekretarz – Jacek eR. nie byłby sekretarzem gdyby nie wtrącił się (za zgodą prowadzącego) i wygłosił dwa komunikaty: – przekazał wszystkim życzenia Darz Bór od Prezesa Koła, który w dalszym ciągu odczuwa skutki niekontrolowanego lotu z ambony. Drugi komunikat był bardziej optymistyczny gdyż przypomniał a w imieniu wszystkich zebranych złożył życzenia imieninowe Maciejowi Wu. Następnie Michał odegrał pięknie sygnał rozpoczęcie polowania i wsiedliśmy do „Bonanzy”. Pojazdem kierował Hubert Ka. Były momenty, że trzęsło niemiłosiernie ale Fryderyk twierdził, ze to dobrze bo on już w tym roku zrzucił 20 kg i chce zrzucić jeszcze.
Pierwszy miot. Obstawiamy potężne zakrzaczenia wokół linii kolejowej. Koguty dopisały, myśliwi też. Na prowadzenie wychodzi Michał G. strzelając w perfekcyjny sposób lecące z wiatrem dwa koguty. Ponieważ jestem jego sąsiadem a obok stoi Iza z Markiem i wspaniałą wyżlicą weimarską Udrą, to przy mnie leżą już trzy koguty. Mój i dwa Michała. Po skończonym pędzeniu Udra przynosi kolejne dwa tym razem niewiadomego pochodzenia. Idą na zarząd. Wyprzedzając nieco fakty muszę pochwalić wszystkie pracujące psy nawet młodego wyżła z Durowa, który po kilku kapitalnych akcjach stracił zainteresowanie do kogutów i zaczął molestować Czarta a na koniec wdał się w bójkę z doświadczonym wyżłem Piotra i dostał bolesną lekcję dobrego wychowania.
Drugi miot typowo leśny. Obstawiamy wysoki las. Jest przyjemnie, w lesie nie wieje, widoki piękne, nadzieja na koguty mizerna. Faktycznie. Wypłaszane koguty wzbijają się wysoko ponad korony drzew i tam dostają się w podmuchy wściekłej wichury, która powoduje, że koguty lecą z szybkością pocisku a śruty zmieniają kierunek. Na ratunek przychodzi Udra przynosząc nie wiadomo skąd dwa piękne koguty. Zarząd prowadzi – ma już cztery !
Kolejny miot, sytuacja podobna. Stoimy w bliskim sąsiedztwie wiatraków, które skutecznie odstraszają koguty wzbijające się ponad kilkunastoletni młodnik. Kilka kogutów niechcący poleciało w stronę Michała G. i to był ich błąd. Michał wyprzedził do „królestwa” Udrę. W tym miocie sekretarz mało nie złamał spustu usiłując strzelić do koguta zabezpieczoną bronią. Wreszcie koniec pędzenia. Idziemy na ognisko przygotowane przez Zbyszka Chm. Ognisko płonie, gorąca herbata leje się z dużego termosu, drożdżówki, kiełbaski na patyku, musztarda i nie kończąca się wymiana wrażeń z dotychczasowych miotów. Atmosfera super. Miło ale czas na kolejne pędzenia choć nie wszystkim chciało się wstawać.
Tym razem obstawiamy kilkuhektarowy, zapomniany sad. Tam zawsze są bażanty. Łowczy z groźnym wzrokiem przypomina o bezpieczeństwie, ustala zasady oddawania strzałów a nad miotem krąży pustułka. Jej walka z szalejącym wiatrem jest piękna ale nastroje tych co wylosowali stanowiska od strony skąd wieje wiatr niezbyt radosne. Efekt wiadomy. Strzelają praktycznie tylko ci co stoją na nawietrznej a jest to Ireneusz i chyba Michał.
Ostatnie pędzenie. Obstawiamy dookoła dużą kępę wysokich drzew. Łowczy groźnie zapowiada zakaz strzału w miot. Decyzja słuszna ale narażająca nas na trudne strzały. Wiatr nie ustaje. Tym razem w końcu mam świetne stanowisko. Już na początku pędzenia strzelam dwa koguty i mogę spokojnie obserwować dalszy rozwój wypadków. A jest na co patrzeć. Jeden z kogutów przelatuje koszącym lotem tuz obok Józefa Pe, mija mnie w odległości kilku metrów, zbliża się do zafascynowanego tym lotem Zbyszka Chm i … nadziewa się na wiązkę śrutu od wyborowego strzelca Tadeusza K. Będzie ołowiany rosół. Ale to nie koniec ciekawych sytuacji. Dzielna Udra przyniosła mi już trzy koguty i wygrała wyścig z Nelly (Tomka eS) o kolejnego. Jestem dumny z ilości kogutów (co z tego, że nie wszystkie moje !) a Iza z Markiem z wyżlicy. Tymczasem już po trąbce Marek z Udrą i z Tadeuszem K. idą po zbarczonego koguta. Tadziu nie dał szans Udrze, zrobił piękną stójkę, wypłoszył koguta, strzelił i zaaportował. Tym razem Udra przegrała. Trzysta metrów w prawo Andrzej Ka robi stójkę w kępie krzaków wokół małego stawku. Jest na co patrzeć. Pochyla się to w prawo to w lewo, robi krok wprzód i w tył i nic. Przechodzi na drugą stronę. Znowu stójka. Napięcie rośnie. Ale Andrzej nie strzela i wraca na poprzednie miejsce. Znowu stójka i wreszcie pada strzał. Po chwili Andrzej niknie nam z oczu. Nie na długo. Wraca do nas, trzymając dumnie coś co wygląda jak kogut gotowany w pierzu. Po strzale kogut spadł na cienki lód o czym nie wiedział dzielny myśliwy i odważnie poszedł po koguta !
Przy kwaterze pokot, posiłek, ognisko i … Łowczy Kajetan w obecności organizatorów i Sekretarza ogłasza imponujące wyniki. Medal króla polowania wraz krawatem naszego Koła dostaje zasłużenie Michał G. Dwóch wicekróli to Andrzeje Ka i Śl. Oni też mają prawo noszenia krawatu naszego Koła. Kolejni trzej nemrodzi cieszą się pięknymi szwedzkimi nożami a następnych trzech puszczamy w skarpetkach z firmy Silvapol S.A. Króla pudlarzy wylosowaliśmy (w tajnym głosowaniu) spośród kilku myśliwych, niechętnych do brodzenia w śniegu po strzelone koguty. Pozwalali podnieść koguty psom a te zanosiły je do swoich właścicieli. Elegancja i całkowity brak pazerności zaowocowały zestawem kieliszków sponsorowanym przez mokrego Andrzeja Ka i żubrówką ufundowaną przez Sekretarza. Wszyscy naganiacze z Dominikiem i Kajetanem jr na czele oraz Udra (byłaby wicekrólem) dostali sympatyczne upominki ufundowane przez zaprzyjaźnioną firmę Silvapol S.A. a wręczał je znany i lubiany przedstawiciel tej firmy Stefan Sza. Po wręczeniu upominków piękną mowę królewską trzymał Michał G a na zakończenie sekretarz w imieniu Zarządu zaprosił wszystkich na polowanie w następnym roku oraz bal naszego koła w dniu 01 lutego 2014 roku. Sygnały „pióro na rozkładzie”, „koniec polowania” i „Darz Bór” pięknie odegrał na sygnałówce Michał Szy.
A potem to już była wspaniała grochówka (Marku Ka – dzięki), ognisko, padający śnieg i … rozgrzewka ! Do zobaczenia w przyszłym roku.
Darz Bór
Wasz Sekretarz
Nie możemy wyświetlić tej galerii.
Nie możemy wyświetlić tej galerii.